poniedziałek, 23 listopada 2015

Pójdziemy na Everest ?

Post może trochę spóźniony, bo premiera była miesiąc temu ale przecież miesiąc później też można. ;)

Filmem poruszona jestem do dzisiaj, płakałam (serio !). Przed filmem usłyszałam, że w sumie to nic ciekawego, weszli i zeszli. Tyle. No nie da się ukryć, "świetna" recenzja, dzięki. Okazało się że osoba, która to powiedziała kompletnie nie miała racji.

 8850m strachu, ekscytacji, skupienia, zmęczenia, szczęścia, potu, spełnienia największych marzeń. Zostajesz sam z Górą i to od Niej zależy czy zdobędziesz szczyt, czy już na zawsze z nią zostaniesz. Długo po wyjściu z kina nie mogłam się w sobie zebrać. Postanowiłam przeczytać książkę, zabierałam ją na każdy wykład i czytałam, czytałam, czytałam, kartka po kartce, byłam tam z nimi, wchodziłam na Everest. Obejrzałam milion filmów, znalazłam kolejne książki i próbuję wymusić na każdym członku mojej rodziny ich kupno na gwiazdkę, urodziny, mikołaja, za 5 z kolokwium albo może za pięknie oczy ? (No przecież muszą mi kiedyś kupić). Ograniczyłam się do czytania, aż nagle przychodzi weekend:


Piątek:
- Pójdziemy na Everest ?

Sobota:
- Porozmawiajmy o Evereście

Niedziela:
- Zastanowiłaś się już ?

Poniedziałek:
- Może jednak kiedyś pójdziemy ?

Otwierając magazyn o turystyce górskiej, włączając YouTube, Facebooka czy inne strony jestem zasypywana reklamami biur oferującymi wejście na Everest. Reklamy typu "1 martwa osoba na 20 wejść" albo "wszyscy zdobywamy najwyższe szczyty". Na Everest wybiera się coraz więcej niedoświadczonych osób. Ludzi, którzy nigdy w życiu się nie wspinali, a znaleźli się tam, bo chcieli zdobyć Dach Świata, nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że wejście na Everest to nie lekki trekking. W filmie ten fakt jest bardzo dobrze ukazany.

Do tej pory moje myślenie o górach było ograniczone jedynie do Tatr, bo najpiękniejsze, nasze i w ogóle cud. Przymierzamy się do Orlej Perci, oglądamy filmiki, czujemy strach i podekscytowanie. Idziemy do kina, oglądamy ludzi zdobywających Dach Świata i co ? I myślimy sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych! (Słabo tak Everest do Orlej ale no to prawda, przymierzamy się). Każdy z nas ma swój Everest z którym musi się zmierzyć, a może kiedyś przyjdzie pora na ten najwyższy...
 Ta Góra pozostanie moim marzeniem, zazdroszczę każdej osobie, która miała możliwość postawić na niej swoje stopy i podziwiać Jej piękno. Czy chciałabym iść ? NO PEWNIE ŻE TAK.
Najpewniej to pozostanie tylko moim marzeniem, nie każdemu się to udaje, a przed Nami jeszcze tysiące innych gór do zdobycia.


Kto nie oglądał ten Gapa ! ;)







środa, 15 lipca 2015

O tym, jak bardzo brakuje nam oleju w głowie

Sobota, idealny dzień na wypad w góry. 5.30 wyje... powinniśmy wyjechać, wyjeżdżamy o 6. Plan: Dolina Pięciu Stawów z Roztoki i Szpiglasową Przełęczą na Morskie Oko. Moja terenowa "Pandzina" już od początku zaczęła marudzić, planowo o 9 mieliśmy być już na szlaku... o 9 nie było nas jeszcze nawet w Skomielnej. Korki, korki i korki, ten do Palenicy Białczańskiej zaczął się tuż za rondem ( nie przemyśleliśmy faktu, że połowa Polski będzie chciała tu przyjechać właśnie 11.07.2015). Samochody zaparkowane po Słowackiej stronie, bo bliżej nie było już miejsca, dziwne miny Słowaków, dziesiątki fiakrów "za 10 zł na parking do Palenicy", psujący się samochód, 10:30 i burzący się plan wędrówki...



Około 11 udaje nam się wejść na nasz "ulubiony" MOKOwy asfalt", którym idziemy tylko 15 min, aż do Wodogrzmotów i z ulgą wchodzimy na "kamyczki", zanim to jednak następuje, Kuba zadaje mi bardzo ważne, życiowe pytanie: " wzięłaś bułki z samochodu?" - No właśnie nie wzięłam, mapy też zapomnieliśmy, zostaliśmy o 2 batonikach i 2 chińskich zupkach, jak wspaniale się zaczyna !

Dalsza droga przebiega bez większych zakłóceń, widać już podejście do schroniska, wybieramy czarny szlak, a ja zaczynam się czuć jakbym przeszła całą grań Tatr Wysokich w 3 godziny, TAK to kolejna BOMBA, którą zaliczam w najmniej spodziewanym momencie, "nie dojdę, zostanę tutaj i będę siedzieć, na kamieniu" - moje nogi miały inne plany, doszły, chyba same, bo moja psychika została na tym kamieniu. Znaleźliśmy kawałeczek miejsca dla siebie, zjedliśmy zupę i przyszedł czas na smutną prawdę NIE MAMY CZASU NA SZPIGLAS, wracamy przez Świstówkę.

Ja, Kuba i moja przyjaciółka BOMBA po godzinie odpoczynku idziemy... czołgamy się na górę po "kamyczkach", docieramy na szczyt, dobra, teraz trzeba zejść, oczywiście kierując się zasadą "kto się zatrzymuje, ten przegrywa". Widać Czarny Staw pod Rysami, wyłania się Morskie Oko, wydaje się być tak blisko. Zejście jest długie i bardzo mozolne, myślę, że to był pierwszy i ostatni raz kiedy wybraliśmy ten szlak (dla nas taki był, oczywiście mam świadomość, że dla innych może być piękny i bardzo ciekawy). Kuba zalicza mały upadek, a ja mam skurcze w prawej nodze (jak fajnie !!). Udaje nam się wreszcie zejść do Morskiego Oka, odpoczywamy chwilę i wpadamy na niesamowicie genialny pomysł włączenia stopera i sprawdzenia jak szybko potrafimy zejść do Palenicy ... 1h 11min 49sek.

 Podczas zejścia spotykamy ludzi pragnących kultywować starą tradycję zjazdu z Morskiego Oka bryczką

 Jak widać, są bardzo wytrwali, czekanie w kolejce zajęło mniej więcej tyle, co zejście.

Wpadamy zmęczeni do auta, sprawdzam, czy moje buty jeszcze żyją, bo to niestety była ich ostatnia podróż w góry, już swoje w życiu przeszły. Jedziemy jeszcze do Zakopanego, żeby wreszcie coś zjeść ale jesteśmy tak zmęczeni, że nie jesteśmy w stanie cieszyć się naszym ukochanym ostatnio Góral Burgerem. Teraz tylko 2,5h drogi do domu...




Morał krótki: mierz siły na zamiary, pamiętaj o bułkach i o tym, że w wakacje MOKO przeżywa oblężenie.


Dzień chociaż troszkę pechowy, to piękny bo spędzony w naszych ukochanych górach. ;)



 Tyyle szczęścia ;)